Pewnego razu
Tata zrobił coś niebywałego.
Mnie i moją
starszą o pięć lat siostrę zabrał do Prabut na rynek. Na miejscu zaparkował konia z
wozem i poszedł coś pozałatwiać, a my
miałyśmy pooglądać sobie te kolorowe różności na straganach. Taki rynek wtedy
to dla nas było naprawdę coś.
Dla takich dzieciaków ze wsi jak my było to miejsce magiczne! Oglądałyśmy ptaszki na drutach, wiatraczki, piłeczki na gumce, kolorowe słomiane kapelusze. Grała wesoła muzyka, bo sprzedawano płyty pocztówkowe. Było gwarno, wesoło.
Siostra miała wtedy 12 lat, więc nie byłyśmy już takimi dziećmi. Tata obiecał, że jak
wróci to kupi nam po szneku. Szneki to były takie drożdżówki z lukrem na
wierzchu. W tamtych czasach to był rarytas! Czasem jako dziecko chciałam iść z
mamą do Prabut, a to było siedem kilometrów i szłam, żeby dostać takiego właśnie szneka. Mama szła od czasu do czasu, żeby sprzedać na rynku małe kaczuszki,
kurę czy jakieś inne ptactwo.
Co jakiś
czas szłyśmy z Helą do wozu zobaczyć czy Tata już wrócił. Za drugim albo
trzecim razem gdy poszłyśmy sprawdzić, Taty jeszcze nie było, ale w środku wozu
stał jakiś karton! Był sporych rozmiarów.
Od tego
momentu nie odeszłyśmy już dalej.
Ciekawe i zaskoczone nie spuszczałyśmy kartonu z oczu, drepcąc i podskakując sobie przy wozie.
W którymś
momencie ciekawość wzięła górę, bo karton nie był szczelnie zamknięty tylko tak
przymknięty i Hela delikatnie zajrzała do środka. Wykrzyknęła z lekka i złapała
się ręką za usta, że ja aż się nieźle wystraszyłam. Uspokajała mnie jednak już
radosną miną i kazała też zajrzeć. Bałam się, ale ciekawość była silniejsza.
Weszłam na
wóz po kole(tak się wchodziło) i drżącą ręką odsłoniłam klapę kartona.
A tam… ! Cały
karton pyszności! Były szneki, ale także pączki i najróżniejsze ciastka tortowe!
Tak jak ona doznałam szoku. Zaczęłyśmy zgadywać kto
postawił ten karton na wozie.
Po różnych przypuszczeniach doszłyśmy do wniosku, że ktoś
chciał się z nami zabrać do Gilwy, dogadał się z Tatą i przyniósł ten karton z
ciastkami, bo jakieś wesele jest…
Albo ktoś
przez pomyłkę postawił karton nie na tym wozie, bo wozów stało wiele.
W końcu
przyszedł Tata. Czekałyśmy pełne napięcia na wyjaśnienie sprawy. A Tata jakby
nigdy nic powiedział – No dalej wskakujta na wóz i jedziem do chałupy.
Spojrzałyśmy
po sobie zdziwione z niemym pytaniem – Czy on nie widzi tego kartona?!
W końcu
któraś n nas, chyba ja zauważyłam – Tato, ale tu jest jakiś karton…
Wcześniej
umówiłyśmy się, że nie piśniemy słówka, że zaglądałyśmy do środka.
- A kupiłem
wam szneki i trochę różnych ciastek – powiedział ot tak sobie – Po drodze
możeta se pojeść.
Szok!
Niedowierzanie i ponowny szok. Upewniałyśmy się po parę razy, że to naprawdę
jest dla nas i że możemy wziąć.
Tata kupił tych ciastek chyba ze sto! Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.
Taki mu przyszedł pomysł do głowy, więc wziął i kupił, żeby
dzieci się ucieszyły, żeby zjadły raz takie słodkości o jakich nawet nie
marzyły.
Jakaż to
była radość. Nawet teraz to pamiętam, czułam się taka szczęśliwa jakby moje
życie się nagle jakoś przemieniło jak w bajkach, które czytałam. To było jak
„stoliczku nakryj się”
Myślę, że
rodzic powinien czasem zrobić coś tak szalonego dla dziecka.
Odejść na
chwilę od wszelkich norm, zasad, a nawet wbrew zasadom. Taki radosny rozbłysk
tej chwili dziecko uniesie ze sobą na całe swoje życie.
Zjadłyśmy <
po drodze> z siostrą po kilka ciastek,
a droga była wyjątkowo piękna jak nigdy przedtem. Jechałyśmy czując się jak w królewskiej karocy;)
W domu był podział ciastek na pozostałych domowników.
Mama nie
była zadowolona z takiego marnowania pieniędzy przez Tatę. Jak wspomniałam – żyliśmy bardzo biednie.
Jednak jak
szerzej na to spojrzeć, gdyby te pieniądze były wydane na coś bardziej
pożytecznego nigdy bym o tym nie pamiętała, bo pewnie bym nawet nie wiedziała.
A taki karton pełen smakołyków zapamiętałam na zawsze i jest to piękne wspomnienie z dzieciństwa.
Drodzy Rodzice, czasem warto zrobić dla dzieci coś szalonego ;)